Portugalia
Lizbona
Lizbona
- kolejny nasz cel na mapie Europy.
Jako,
że zaniedbałyśmy ostatnio troszkę nasze wspólne podróże
postanowiłyśmy to nadrobić i udać się razem do Lizbony:-)
W
Lizbonie spotkałyśmy się dopiero wieczorem, bo Ania leciała z
Budapesztu z przesiadką w Londynie (ot tak naokoło: D), a ja
bezpośrednio z Barcelony.
Lot
miałam bardzo wcześnie rano i po prawie nieprzespanej nocy po
wylądowaniu rozpoczęłam dzień od kawy zgodnie z zasadą, że jak
podróżujesz to zwiedzaj, a nie spij ;)
Później
pojechałam do naszego hostelu, aby zostawić bagaż i móc w pełni
cieszyć się miastem bez obciążania pleców :) Do przylotu
Ani późnym popołudniem było jeszcze trochę czasu, a więc sama
udałam się pieszo do centrum, które było dość blisko hotelu.
Początkowo czułam się troszkę jak w Azji, gdyż nasz hostel był
bardzo blisko ulicy z różnymi chińskimi sklepami :D Zajrzałam do
jednego i kiedy chciałam zapytać o cenę jednej bluzki, która
wisiała na wystawie Chiński Pan zaczął na mnie krzyczeć coś w
swoim zrozumiałym dla siebie języku. Spróbowałam jeszcze raz ale
pan zaczął krzyczeć jeszcze głośniej więc bezradnie rozłożyłam
ręce i opuściłam sklep :D Po drodze spotkałam koguta (symbol
Portugalii):
Jest
wiele werski legendy o portugalskim kogucie, a dla zainteresowanych
poniżej jedna z nich :) :
"Pewnego
dnia młody pielgrzym wszedł do gospody w małej miejscowości
Barcelos, leżącej na północy Portugalii. Tam spotkał człowieka,
który bacznie mu się przyglądał i następnie pośpiesznie
wyszedł. Chwilę po tym zdarzeniu do gospody wszedł miejscowy
sędzia, kazał aresztować pielgrzyma oskarżając go o kradzież.
Na nic zdały się zapewnienia, że nie jest niczemu winny. Sędzia
był nieubłagany. Przed egzekucją pozwolono pielgrzymowi wyrazić
ostatniego życzenie. Poprosił zatem o ponowne spotkanie z sędzią.
Gdy przyprowadzono go do niego, raz jeszcze zaczął zaklinać się,
że nie on jest sprawcą kradzieży. To nie przekonało obecnych i
wówczas pielgrzym, wiedziony jakimś przeczuciem, powiedział, że
jego niewinności dowiedzie kogut, który spoczywał przed sędzią
na parującym talerzu. Wszyscy popatrzyli na niego, jakby rozum
postradał, a sędzia potwierdził nakaz egzekucji. Gdy zgromadzono
się przy szubienicy, nagle z domu sędziego dobiegło pianie koguta.
Ludzie rzucili się w stronę domu, a ich oczom ukazał się żywy
kogut – ten sam, który spoczywał na półmisku. To przekonało
wszystkich o prawdomówności pielgrzyma i od tego czasu czarny kogut
stał się symbolem sprawiedliwości, którą należy wywalczyć."
Po
spotkaniu z kogutem doszłam do Plaza del Comercio:
i
rzeki z mostem port .Ponte de 25 de Abril ( 25 kwietnia) w tle:
Most 25 Kwietnia to niemalże kopia słynnego Most Golden Gate w San Francisco, bo też na nim wzorowali się architekci American Bridge Company,którzy wcześniej pracowali w San Francisco przy budowie mostu San Francisco-Oakland Bay Bridge.Most ma 2 277 m długości, a przez to znajduje sie w pierwszej trzydziestce najdłuższych mostów liniowych na świecie.
Po drodze też minęłam ulicę handlową, a że jeszcze były wyprzedaże nie ośmieliłam się nie wstąpić do niektórych sklepów ;) (tak wiem ta kobieca natura... :D ) gdzie bardzo tanio zakupiłam całkiem fajny sweterek :D
Później odwiedziłam biuro informacji turystycznej, posiedziałam trochę nad rzeką i udałam się pod Klasztor Hieronimitów gdzie się miałam spotkać z Anią.
I
tu niespodzianka! Po kilku miesiącach zobaczyłam Anię! Nasze
wspólne spotkanie w Lizbonie :D
Obejrzałyśmy
klasztor, wieżę Belem i słynny Pomnik Odkrywców Geograficznych.
Pomnik
został ufundowany dla uczczenia 500 rocznicy śmierci patrona wypraw
zamorskich - księcia Henryka Żeglarza. Na jego dziobie stoi
Henryk Żeglarz z modelem karaweli w jednej ręce i mapą świata w
drugiej. Na pierwszym planie widać również postać Vasco da Gamy i
Luís de Camões oraz innych portugalskich bohaterów: Pedro Álvares
Cabrala (odkrywcę Brazylii), Ferdynanda Magellana (który przepłynął
Pacyfik w 1520 roku), Diogo Cão, Nuno Gonçalves, Bartolomeu Dias,
Afonso de Albuquerque.
Po
krótkim, ale intensywnym zwiedzaniu poszłyśmy coś
zjeść. Zmęczone postanowiłyśmy się kierować w
stronę
naszego hostelu. Po drodze spotkałyśmy dziewczynę z Wietnamu,
która zapytała nas o drogę i tak samo jak my nie znała miasta ;)
Wsiadłyśmy razem do jakiegoś jadącego w nieznanym dla nas
kierunku autobusu.
Zdezorientowane
po jakimś czasie zapytałyśmy pasażerów czy oby nasz autobus
jedzie do centrum tak jak nam się przynajmniej wydawało: D
Uśmiechnięta kobieta tłumaczyła nam coś po portugalsku, że
autobus, którym jechałyśmy jedzie w innym kierunku i mamy jechać
z nią do końca a potem przesiąść się na inny w kierunku
centrum. Rozbawieni ludzie chcieli nam pomóc, ale z drugiej strony
czułyśmy ze jesteśmy dla nich śmieszne nie wiedząc gdzie
jedziemy i nie rozumiejąc języka: D
Widząc
jakąś linie tramwajową po kilku następnych przystankach
postanowiłyśmy jednak opuścić nasz autobus i wziąć jakiś
lizboński zabytkowy tramwaj w kierunku centrum.
Dzięki
pewnej miłej dziewczynie wsiadłyśmy w słynną linię tramwajową
nr 28, która jeździ przez centrum miasta. Z centrum udałyśmy się
do naszego hotelu.
Na recepcji siedział dość dziwny pan który oznajmił nam, że jesteśmy zakwaterowane w pokoju 4 osobowym z dwoma chłopakami. Nieco zdezorientowane dopytałysmy go czy aby na pewno, bo rezerwowałyśmy przecież inny pokój. Pan stwierdził, że pokoje są koedukacyjne i pokój który nam oferuje jest mniejszy i tam nam będzie cieplej :D po czym wziął klucz i zaprowadził nas na górę.
W
pokoju przywitał nas młody Amerykanin, który od kilku miesięcy
podróżuje po Europie. Był bardzo sympatyczny porozmawialiśmy
trochę i uprzedził nas, że nasz drugi współlokator "chłopak"
to starszy Hiszpan, który nie chrapie: D
Robiąc
sobie herbatę poznałyśmy tez kilka osób w hotelowej kuchni.
Niektórzy wydawali się być naprawdę szaleni, a nasz Pan z
recepcji starał się nam dotrzymać towarzystwa na każdym kroku
abyśmy tylko od niego nie uciekły... :D
Następnego
dnia chciałyśmy dołączyć do „free walking tour” w nadziei ze
ktoś nam sprawnie i szybko pokaże najważniejsze punkty w mieście.
Niestety grupa angielskojęzyczna okazała się być bardzo duża, a
przewodnik stał w jednym miejscu mówiąc długi czas o wszystkim i
o niczym nie wyruszając z miejsca spotkań. Znudzone po jakimś
czasie żałowałyśmy, że nie dołączyłyśmy do hiszpańskiej
grupy, która wydawała się być lepiej zorganizowana i od razu
wyruszyła w miasto. Miałyśmy tylko 2 dni na zobaczenie Lizbony i
postanowiłyśmy nie marnować czasu i wyruszyć same przed
siebie. W końcu miałyśmy jakieś mapki i mimo tego ze często się
gubimy (przynajmniej ja), zawsze się odnajdujemy ;D
Wzięłyśmy
tramwaj i udałyśmy się na zamek, po drodze też zwiedziłyśmy
Katedrę Sé:
W
myśl naszej zasady „jak zobaczymy coś fajnego to wysiadamy”
dotarłyśmy do punktu widokowego, z którego rozprzestrzeniał się
ładny widok na rzekę:
Następnie
posiliłyśmy się w fajnej restauracji, którą udało nam się
przypadkowo znaleźć. Porcje były naprawdę duże i tanie. Resztę
dnia spędziłyśmy zwiedzając miasto i odkrywając nowe miejsca.
Wieczorem
wróciłyśmy do hostelu gdzie integrowałyśmy się z naszymi
współlokatorami ;) Amerykanin otworzył butelkę wina, którym nas
poczęstował i tak oto śmiejąc się i rozmawiając miło nam minął
wieczór. Okazało się, zę nasz starszy współlokator z Hiszpanii
jest żeglarzem, jego łódź zepsuła się i musiał
zamieszkać w hostelu. Łódź miała być naprawiona w ciągu 2
tygodni, a jak się okazało w hostelu mieszka już od około 2
miesięcy (taki mały poślizg typowy dla krajów południowych;)
Noc
nie należała do najlepszych, bo było trochę zimno a nasz starszy
kolega z pokoju dość głośno chrapał, na co nawet uskarżał się
się nasz amerykański kolega :D
Kolejnego
dnia po zjedzeniu śniadania spakowałyśmy się i ruszyłyśmy w
miasto. Wylot do Barcelony miałyśmy po południu, a więc jeszcze
trochę czasu na zwiedzanie. Było bardzo słonecznie i
postanowiłyśmy pieszo wrócić na nasz taras widokowy. Wydawało
nam się to bardzo blisko i tu niestety (jak już pisałyśmy z naszą
orientacją nie zawsze jest najlepiej) pomyliłyśmy się : D Nie
podążając za szynami tramwajowymi, wybrałyśmy drogę „na
skróty” (tzn. w rzeczywistości dłuższa) :D
Punkt
widokowy
Taras
z panoramą udało nam się znaleźć tylko przez
przypadek nie mając już wiele czasu i schodząc w pośpiechu z
góry :
Plusem
naszego błądzenia było zwiedzanie wąskich klimatycznych uliczek
Lizbony, a więc jak to mówią nie ma tego złego co by na dobre nie
wyszło ;)
Przed
wylotem wstąpiłyśmy jeszcze do naszej restauracji i tu ku
zdziwieniu ceny już były wyższe (być może mają osobne
droższe menu tylko na weekend :D). Później posiedziałyśmy
chwilkę nad rzeką i pośpiesznie udałyśmy się na lotnisko.
Trasa: Budapeszt-Londyn- Lizbona
Lizbona-Barcelona-Budapeszt
Linie lotnicze: Ryanair i TAP
Poruszanie się po mieście: tramwaje :)
Noclegi: Hostel
Waluta: Euro
Lizbona-Barcelona-Budapeszt
Linie lotnicze: Ryanair i TAP
Poruszanie się po mieście: tramwaje :)
Noclegi: Hostel
Waluta: Euro
No comments:
Post a Comment